Artur Marino – znani, nieznani z Trzebnicy wywiady by Express Trzebnicki - 21.03.202208.02.2023 Artur Marino (pseudonim literacki Mariana Pietrzyka), to autor książek: „Widziałem Ciemne Słońce. Doświadczenie depresji”, „Sen Brahmy”, „Tajemnice kamienicy przy ulicy Legnickiej 51” i „Rasputin Nie Znany”. Ostatniej pozycji miesięcznik „Nieznany Świat” przyznał tytuł publikacji miesiąca. W roku 2018 ukazała się jego książka: „Na Wołyniu skończył się świat”, będąca próbą zmierzenia się z tą narodową tragedią. Artur Marino jest także autorem kilkudziesięciu artykułów, które na przestrzeni lat ukazywały się m.in. w periodykach: ALBO Albo, Dotknięcie Życia, Nieznany Świat, Odkrywca, Wiedza Tajemna, Lizard i Czwarty Wymiar. Pracuje w administracji publicznej, mieszka w Trzebnicy, ma żonę i dwie córki. Interesuje się: historią, literaturą faktu, filmem, muzyką rockową (fan Beatlesów i płyt winylowych) i piłką nożną. Prowadzi stronę na f-b: Stare Popowice Wrocław, Alte Pöpelwitz Breslau. Nota od autora cyklu: „Znani Nieznani z Trzebnicy to mój cykl, sam wybieram osoby, z którymi chcę przeprowadzić wywiad. Teraz postanowiłem, że będzie to wywiad ze mną. Konstrukcja to dziwna, ale w obecnej sytuacji wydaje mi się, że mój głos jest potrzebny i ważny. Tak więc w imieniu mojej żony zapraszam na wywiad z Arturem Marino.” Anna Pietrzyk: Napisałeś wstrząsająca książkę o tragedii Wołynia. Jak zareagowałeś na Wojnę w Ukrainie? Artur Marino: A propos książki to miesiąc przed wybuchem wojny miałem spotkanie w Klubie Muzyki i Literatury we Wrocławiu. Tuż po spotkaniu napisałem krótki post informacyjny i zamieściłem krótką informację, że szerzej wrócę do tematu w następnym poście. Miało to być krótkie podsumowanie tematu, któremu poświęciłem kilka lat mojego życia. I miał to być w zamyśle post zamykający, ale przede wszystkim uświadamiający stronę Ukraińską dlaczego My Polacy tak bardzo upieramy się z tym nazwaniem po imieniu tego co stało się w latach wojny, głównie na terenie Wołynia. I tu konstatacja najważniejsza. Barbarzyńskich czynów dokonało na Wołyniu 1-2 % ogółu ludności ukraińskiej. Takie odcięcie nie jest trudne. Wystarczy poznać i się określić. Mam nadzieję, że kiedyś jednak to na Ukrainie się dokona. To nie jest, aż tak trudny proces. Powtarzam: poznać i się odciąć.Oto przykład, który dokonuje się na naszych oczach: rosyjskie wojska wchodzą do „siebie”, bo przecież na wschodzie zdecydowana większość ludności jest rosyjskojęzyczna. I co się dzieje? Co mają do powiedzenia rosyjskojęzyczni Ukraińcy „swoim braciom”, których zdołali w przyśpieszonym procesie poznać i się w nowej sytuacji wobec nich określić? To samo co osławiony dowódca oddziału z wyspy Węży: „idi na h…”. Z taką Rosją nie chcą mieć nic wspólnego.A wracając do Wołynia, gdyby Ukraińcy byli w pełni świadomi tego czego dokonywał wtedy mały procent ich nacji, to z pewnością nie chcieliby mieć z nimi nic wspólnego. Normalni ludzie z mordercami nie czują powinowactwa. Oczywiście historia jest ważna, ale chyba nie można wciąż się do niej odnosić, bo to przecież nie ma sensu. Ukraina to inne czasy i inni ludzie. Tak oczywiście, ale wróćmy jednak do historii, bo to w obecnej sytuacji ważne. Otóż na pewnym etapie ukraińskiej państwowości zrobiono coś złego i owoce tego widzimy teraz. Działaniem z pobudek politycznych podkreślono etos UPA, a Banderę wyniesiono na pomniki. I stąd właśnie bierze się zupełnie niezrozumiała dla wszystkich (poza Rosją) narracja dotycząca Ukraińców: faszyści, banderowcy. Przez to nawiązanie do tamtych czasów Rosjanie dostali coś, co skrzętnie w swojej propagandzie wykorzystują, są zresztą w tym mistrzami. Popatrzcie, co mówią często Rosjanie w Rosji: „bardzo dobrze się stało, wyzwalamy Ukrainę, bo tam są faszyści”. Gdyby nie ukraiński powrót w XXI wieku do UPA i Bandery, tego by nie było. W moim odczuciu to było czyste zło i to teraz się potwierdza, Ukraina na tym nic nie zyskała, a za to bardzo dużo straciła. Tamci bohaterowie rzeczywiście są wątpliwi. Ale teraz bohaterów wcale nie trzeba będzie trzeba szukać? Tak to prawda. Już teraz widzimy i słyszymy wiele. A zapewne kiedy opadnie wojenny kurz, to usłyszymy jeszcze więcej o niewiarygodnych przejawach bohaterstwa i braterstwa. Wszyscy natomiast już teraz widzą Vitalija Kliczkę, mera Kijowa, byłego mistrza wagi ciężkiej w boksie, który przecież mógłby przeczekać wojnę bezpiecznie gdzieś na zachodzie Europy. On jednak został w swoim Kijowie i toczy tam najcięższy ze swoich pojedynków. No i jest on: Volodymyr Zelensky. To zdumiewająca historia: od zera do bohatera. Oto Ukraińcy wybrali prezydenta jakby na przekór temu co się na ich górach władzy działo. I co? Teraz wszyscy daliby się za niego pokroić. Świat na niego patrzy i go podziwia. Tak więc Ukraina ma już swoich bohaterów. Tamtych wątpliwych, z lat 40-tych, nie potrzebuje. Nie sądzisz, że nasze narody są teraz bliżej siebie niż kiedykolwiek? Tak, to jest taki moment, który definiuje przyszłość. Przecież Ukraińskie kobiety i dzieci w największej liczbie uciekają właśnie do nas. Wierzą, że ich przyjmiemy i że się nie zawiodą. Ja również wierzę, że tak się będzie działo. Jeśli wojna potrawa dłużej, mogą się pojawiać w kraju głosy krytyczne związane z obecnością „gości”, ale nie możemy pozwolić, aby ten nasz potężny zryw pomocy i współczucia gdzieś zawisł. Pomagając im ujawniamy swoje najlepsze emocje. I to trzeba pielęgnować. Spróbujmy wybiec w przyszłość. Czy możemy dostrzec jakieś optymistyczne akcenty co do zakończenia wojny? Tu będę musiał nawiązać do tej naszej bliskości i podobieństw. Przecież ta nieuzasadniona napaść Rosji to wypisz wymaluj wrzesień 1939 roku. A oblężone i bombardowane ukraińskie miasta to nasza Warszawa z powstania. Ja od razu miałem takie skojarzenia i myślę, że nie jestem w tym odosobniony. A czy dla Ukrainy ta sytuacja z roku 2022 to nie to samo co dla Polski rok 1920? Przecież nam wtedy w obliczu rosyjskiej nawałnicy nie dawano żadnych szans. Mieliśmy jednak swój cud nad Wisłą, może więc i teraz wydarzyć się taki cud nad Dnieprem. My swoją niepodległość musieliśmy wywalczyć. Ukraińcy swoją w 1991 dostali „na tacy”, nie musieli wtedy o nią walczyć. Walczą teraz i wiedzą o co walczą. I wierzę, że finalnie wygrają. Motywację mają ogromną i walczą niewiarygodnie. Rosjanie przegrają, zło nie może wygrać. Jak ten miesiąc Cię zmienił? Cóż, zmienił niewątpliwie. I to już chyba drugiego dnia wojny, kiedy zobaczyłem młodą zagubioną dziewczynę w metrze w Kijowie. Siedziała tam ze swoim pieskiem, gdzie się schroniła przed nalotem. To wzburzenie tylko się wzmagało. Powiedzieć, że nie byłem sympatykiem Ukraińców, to mało powiedzieć. Teraz natomiast życzę im jak najlepiej, nie dopuszczam do swojej świadomości tego, że mogliby swoją wojnę ojczyźnianą przegrać. Po moim doświadczeniu Wołynia nie miałem żadnej ochoty na odwiedzenie Ukrainy. Jak skończy się wojna chętnie tam pojadę. Do Odessy i innych miast. No to rzeczywiście dużo się zmieniło! Tak, bardzo dużo. Sława Ukrainie! Autorem cyklu wywiadów „Znani, nieznani z Trzebnicy” jest Marian Pietrzyk ze Stowarzyszenia Mieszkańców dla Trzebnicy. Prezentowane są w nich znane i nieznane osoby z miasta i gminy Trzebnica. Zapraszamy nie tylko do śledzenia cyklu, ale i do współtworzenia. Autor jest otwarty – zatem jeśli znacie kolejną osobę, którą warto przestawić w wywiadzie, piszcie na: info@dlatrzebnicy.pl czytaj również:15-lecie Uniwersytetu Trzeciego Wieku "Tęcza"Czarny sen burmistrzaDIALOG - wernisaż wystawy fotograficznej Anny PietrzykTrzebnica zasługuje na zmiany Share on TwitterTweet Share on Pinterest Share Share on LinkedIn Share Share on Digg Share