Trzebnica Zdrój? Najpierw trzeba zadbać o powietrze, nie o skup nieruchomości.

Felieton Marcina Raczyńskiego

Marcin Raczyński, prezes Fundacji Strangiato, burmistrz Mieroszowa 2014-2018, inż. automatyki i robotyki

Uważam, że projekt Trzebnica – Zdrój jest godny uwagi. Uważam również, że dobrze określone strefy ochrony uzdrowiskowej A, B oraz C mogą przynieść jedynie korzyści dla miasta. Ale nie oszukujmy się – nawet najpiękniejsze sanatoria i najbardziej lecznicze wody termalne nic nie zmienią, jeśli uzdrowisko będzie śmierdziało dymem.

W niedawnym wywiadzie dla Gazety Wrocławskiej pt. „Trzebnica ponownie będzie uzdrowiskiem. Wody termalne, tężnie, SPA dla sportowców” burmistrz Trzebnicy Marek Długozima powiedział:

„W tej chwili jednym z ważniejszych projektów jest właśnie powrót Trzebnicy do uzdrowiskowych korzeni miejscowości. Niemieckie Trebnitz pełniło rolę popularnego uzdrowiska blisko Wrocławia. Niewątpliwie Trzebnicę czeka nowy, ekscytujący etap rozwoju. Pracowałem nad tym projektem bardzo intensywnie. Moje starania dotyczące przywrócenia statusu uzdrowiska sięgają kilkunastu lat wstecz. Teraz, dzięki dofinansowaniu w wysokości 17 mln 350 tys. zł, które otrzymaliśmy w ramach rządowego programu „Udostępnianie wód termalnych w Polsce”, możemy z etapu projektu i koncepcji wejść w fazę realizacji. Posiadamy już odwiert, który chcemy wykorzystać. Wody termalne mogą być wykorzystane do celów leczniczych, ale zasilą również tężnie, które w naszym mieście znajdują się przy Lesie Bukowym i cieszą się ogromnym zainteresowaniem – mówi Marek Długozima, burmistrz Trzebnicy.”

I to są naprawdę dobre informacje. Jednak wszystkie uzdrowiskowe plany wezmą w łeb w chwili, gdy pierwsi sanatoryjni turyści przechadzając się po pięknych alejkach wokół trzebnickich stawów, zamiast czystego powietrza będą wdychać dym. Wieść ta rozejdzie się we Wrocławiu z pewnością bardzo szybko.

Jesienią, zimą i wiosną – czyli w okresie grzewczym, Trzebnica w wielu miejscach staje się bardzo zadymionym miastem. Oczywiście jest to problem praktycznie całej Polski. Jest jedno ale – nie cała Polska aspiruje do grona uzdrowisk. Trzebnica tak.

Budynki sanatoryjne w dymie

Mając wieloletnie plany uzdrowiskowe jest rzeczą naturalną, że należy zadbać o bazę sanatoryjną. Zatem remont lub zakup nieruchomości właśnie pod to zadanie jest całkiem uzasadniony. Wydaje się jednak, że zadbanie o czystość powietrza w uzdrowisku powinno być naturalnym priorytetem. Niestety przez kilkanaście lat rzekomych starań o uzdrowisko, niewiele się działo w tym temacie.

To tak jakby chwalić się zakupem sportowego Lamborghini mieszkając w miejscu, gdzie istnieją jedynie nieutwardzone i dziurawe drogi szutrowe. Sensownym jest najpierw zbudować drogi a potem kupić auto z niskim zawieszeniem.

Podobnie jest w przypadku uzdrowiska. Najpierw należy zadbać o czyste powietrze a potem inwestować w nieruchomości, które mają stać się sanatoriami. Lub przynajmniej konsekwentnie przeprowadzać ten proces równolegle. Nikt nie przyjedzie do sanatorium, gdzie po otwarciu okna trudno będzie bez grymasu na twarzy wziąć oddech.

Poniżej zamieszczam krótki film z marca tego roku. Tak dzień w dzień w okresie grzewczym wygląda okolica znajdująca się około 300 metrów od serca przyszłego uzdrowiska – stawów trzebnickich.

„Jest wiele pomysłów: rehabilitacja dla seniorów, SPA dla sportowców. Mamy szansę stać się jedynym miastem uzdrowiskowym na północ od Wrocławia, w dodatku bardzo dobrze skomunikowanym z resztą regionu dzięki trasie szybkiego ruchu S5. Pierwsi kuracjusze mogliby przyjechać do Trzebnicy już w 2023 roku – mówi burmistrz Marek Długozima.”

Każdy kto jesienią, zimą lub wiosną biega w okolicy trzebnickich stawów zna dokładnie to uczucie, kiedy nagle wpada się w strefę gryzącego dymu. Przy tętnie 140 – 160 wstrzymanie oddechu jest niemożliwe i pompujemy w siebie trującą zawiesinę.

Nie trudno się domyślić, że jeśli do trzebnickiego SPA przyjadą sportowcy, to mogą któregoś dnia wpaść na pomysł porannej przebieżki. Jesienią lub wiosną będzie to dla nich koszmar. Podobnie będzie w przypadku spaceru, na który zaraz po zabiegach rehabilitacyjnych będą chcieli wybrać się seniorzy.

Brakuje gminnego programu wymiany „kopciuchów”

Burmistrz Marek Długozima w wywiadzie dla Gazety Wrocławskiej przyznaje, że jego „starania dotyczące przywrócenia statusu uzdrowiska sięgają kilkunastu lat wstecz”. Warto zatem zadać pytanie co przez te kilkanaście lat zostało zrobione w celu ograniczenia niskiej emisji, którą w głównej mierze generują stare trzebnickie kopciuchy?

Nie miałbym żadnych pretensji do tego, że walka z kopciuchami w Trzebnicy jest znikoma, niemal śladowa. Tak jest niestety w całej Polsce. Ale jak czytam artykuł w Gazecie Wrocławskiej o tym jak cudownym uzdrowiskiem będzie niebawem Trzebnica oraz że pierwsi kuracjusze przyjadą do nas już w roku 2023, to czuję niesmak. Ma to znamiona myślenia życzeniowego oraz oszukiwania siebie i ludzi co do stanu faktycznego.

Gdyby tylko jednego roku Gmina poprzez własne programy finansujące wymianę kopciuchów likwidowała choć 50 takich punktów, to po kilkunastu latach zlikwidowano by około 600 trujących miejsc. Trujących bez wyjątku każdego mieszkańca Trzebnicy.

Pomimo, że jak zapewne wielu mieszkańców Trzebnicy trzymam kciuki za powodzenie projektu Trzebnica-Zdrój, mam ogromne obawy czy burmistrz dobrze pokieruje tym projektem. Nie zaczyna się ich bowiem od, mówiąc delikatnie, nie tej strony co trzeba.

W okolicy ścisłego centrum przyszłego Zdroju jest kilkadziesiąt mega dymiących kominów. Jestem przekonany, że po tylu latach „zaniedbań kominowych”, zamiast wydawać 8 milionów złotych na budynek przyszłego sanatorium, należało stworzyć solidny gminny program dofinansowania lub nawet pełnego finansowania wymiany kopciuchów.

Po tych kilkunastu latach starań o przywrócenie statusu uzdrowiska w mieście Trzebnica, już dawno nie powinno być ani jednego ponurego dymiarza terroryzującego okolicę. Jednak jeśli nie zadbano o to przez ostatnie lata, warto naprawić co się da w trybie przyspieszonym. Przede wszystkim trzeba zachęcić do tego mieszkańców. A w tych trudnych czasach dobrą zachętą byłoby przynajmniej 90% dofinansowania.

Na programy rządowe nie za bardzo bym liczył, bo zachęcające aż tak nie są. Może warto rozważyć montaż finansowy polegający na połączeniu rządowych i gminnych programów wymiany „kopciuchów” – tak by wymiana była dla mieszkańca zupełnie darmowa.

Pozdrawiam wszystkich, którzy ogrzewają domy i mieszkania gazem. Choć to teraz ryzykowne źródło ciepłej wody w kranie i kaloryferze.

autor: Marcin Raczyński

Top