Maciej Bauza – znani, nieznani z Trzebnicy

Każde dziecko i później młody człowiek ma jakieś zainteresowania. Nie każdy jednak buduje w oparciu o nie całe swoje dorosłe życie. I za to można podziwiać naszego dzisiejszego bohatera Macieja Bauzę. Jego praca jest jego pasją, a to przecież nie zawsze idzie w parze. Jest młody, skromny i zapewne jeszcze wiele przed nim.

Marian Pietrzyk: Zacznijmy od początku: powiedz krótko, czym się zajmujesz?

Maciej Bauza: Od ponad 5-ciu lat prowadzę firmę świadczącą usługi obsługi multimedialnej wydarzeń, realizacji transmisji audiowizualnych i coraz częściej produkcji filmowej. A tak „na nasz język” to wszędzie tam, gdzie jest jakieś wydarzenie i widzisz nagłośnienie, oświetlenie, telebim, transmisję w telewizji/internecie, kamery czy może oglądasz film, serial albo reklamę, to jest prawdopodobieństwo, że maczałem przy tym palce.

Jakie jest Twoje wykształcenie i jakie miałeś doświadczenia zawodowe? Nie myślę tu o twoim obecnym zajęciu.

Mam wykształcenie bardziej techniczne aniżeli artystyczne, ale zupełnie nie związane z aktualnym zajęciem – bo po szkole jestem informatykiem. To bardzo ogólne stwierdzenie, ponieważ nie robiłem żadnej specjalizacji. Od małego jestem samoukiem i wiedza najlepiej wchodzi mi do głowy poprzez ciągłą praktykę i uczenie się na własnych błędach.

Wiem, że zajmujesz się produkowaniem na różne potrzeby materiałów filmowych. Może krótko o tym opowiedzieć?

Tutaj będę się wypowiadał jako „my”, ponieważ sam nic bym nie znaczył, a nasza marka to kilka osób z którymi współpracuję na stałe. Wracając, realizujemy produkcje filmowe głównie w dwóch gałęziach – okazyjnej i artystycznej. Są to reportaże filmowe z wydarzeń, spoty reklamowe czy społeczne oraz filmy fabularne, seriale, teledyski i materiały na social media – ponieważ produkujemy również formaty typowo internetowe.

Czy to, że wybrałeś taki właśnie sposób na życie jest związane z twoimi młodzieńczymi zainteresowaniami, czy była tu też odrobina przypadku?

Nie, to na 90% nie był przypadek. Od kiedy pamiętam interesowała mnie telewizja, kamery… Ale nie chciałem przed nimi występować. Bardziej zastanawiałem się jak to jest zrobione – jak pani, która zapowiada film na jedynce zaraz jest widoczna na dwójce… Na szczęście wtedy miałem raptem trzy kanały w telewizji, przez co nie myślałem nad tym całe dnie… I tak stopniowo dowiadywałem się tych rzeczy. W podstawówce przyszła pora na realizację swoich marzeń w formie „wielkiego studia filmowego” ze znajomymi, potem kolejne amatorskie produkcje, jeszcze dalej klub filmowy przy Ośrodku Kultury i pierwszy film „na poważnie”. Ale to cały czas był świat filmu. A mnie interesowała również telewizja – szczególnie ta robiona „na żywo”. Dlatego gdzieś pomiędzy gimnazjum, a szkołą średnią udało mi się wykonać swoją pierwszą transmisję w internecie – to chyba nawet był jeden z trzebnickich finałów WOŚP.

Czy to co robisz w niektórych momentach sprawia, że wkraczasz w świat filmu i to także dosłownie, myślę o fabularnym filmie „Kundel”, który przyznam mnie zadziwił, bo zaznaczył swoje zaistnienie, wbrew chyba wszystkiemu, bo przecież każdy film to jest potężny budżet. Tu go nie było. Możesz przybliżyć swoją rolę w tym projekcie?

Nie do końca nie było budżetu – zawsze jakiś jest. Współpraca z Piotr Matwiejczyk – reżyserem i scenarzystą filmu „Kundel” zawsze jest wyjątkowa. Piotrek potrafi tak dobrać aktorów i ekipę, że jeżeli scenariusz jest dobry, a nie ma na niego dużego budżetu, to wszyscy zgadzają się wykonać pracę na tylko nam znanych warunkach. I dzięki temu kilka, kilkanaście dni na planie spędzamy w fajnej atmosferze.
Przy „Kundlu”, wraz z Radosławem Pawełczakiem, byliśmy odpowiedzialni za zdjęcia. Pracowaliśmy na dwie kamery. Chociaż właśnie ze względu na mały budżet zajmowałem się również transportem, realizacją oświetlenia – też na spółkę z Radkiem, czy nawet byłem czasem dyżurnym planu. Korzystając z okazji zapraszam do obejrzenia filmu w Ale Kino+, CANAL+ i serwisie CANAL VOD+.

Pozyskaliście dla filmu nawet Sanah, która zgodziła się, by do jednej z jej istniejących piosenek zmontować teledysk z fragmentami scen z filmu. To wielki sukces. Bo przecież Sanah to pierwsza liga teraz!

Tak! Sanah była zachwycona teledyskiem już od pierwszej wersji. Jak chyba większość osób popłakała się po obejrzeniu pierwszej układki, ale też właśnie o to nam chodziło. Chcieliśmy wzbudzić emocje i zainteresować jak najwięcej osób. Teledysk powstał z ujęć z filmu na wstępnym etapie montażu. Tak naprawdę teledysk zmontowała Basia Michta, ja go tylko podrasowałem. Pomimo tego, utwór ten użyty jest tylko na końcu filmu, ponieważ całą ścieżkę dźwiękową napisał nam Adam Ciszkiewicz.

Ustaliliśmy, że robisz w branży filmowej. Jaki jest twój ulubiony film i jakich cenisz reżyserów?

Niby łatwe, ale jednak serio trudne pytanie. Mam w głowie odpowiedź „dyplomatyczną” i tą z filmami guilty pleasure… Tak na serio to przede wszystkim Tarantino – chyba większość jego produkcji jest w moim typie. Świetne „Bękarty Wojny” czy „Django”, no i oczywiście „Pulp Fiction”. Ale lubię też seriale – te w dzisiejszych czasach też są bardzo „filmowe”. Tutaj spokojnie mogę wymienić „Mr. Robot”, „Kleo”, czy naszą rodzimą produkcję „Ślepnąc od świateł”.

Pamiętasz słynne ujęcie z „Amatora” Kieślowskiego, kiedy to Jerzy Stuhr podczas kłótni z żoną składa dłonie tak, jakby łapał ją kamerą. Czy też tak masz, że czasami obserwujesz życie patrząc jak na ujęcie nieistniejącego filmu?

Ciekawe pytanie. Na bieżąco widzę tylko komedie i próbuje nawet problemy wyobrazić sobie w ten sposób, żeby chociaż na chwilę, wtedy kiedy nie mogę och rozwiązać, były komedią… A dużo rozmyślam nad moim życiem i tym co mnie i moich bliskich spotkało, ale dopiero po fakcie… Kiedy widzę jak się coś rozpoczęło i jak się zakończyło, kiedy widzę przyczynę i skutki. Wtedy czasem widzę temat na scenariusz filmowy lub jego część. Ale robię to „dla sportu”, nie daje mi to nic poza moim wewnętrznym sukcesem i satysfakcją. Czasami wydaje mi się, że umysł jedynaka jest inaczej ukształtowany niż umysł kogoś, kto ma rodzeństwo..

Na końcu wywiadu zawsze pojawia się jakaś anegdota, śmieszna, czy też ciekawa historia jaką uraczy nas nasz bohater. Czy przypominasz sobie jakąś zabawną sytuację związaną z twoją pracą, zdjęciami, klientami czy sytuacjami?

Jest takich bardzo, bardzo dużo. Ale jakbym je przytoczył to nie byłoby już tej magii kina. Dlatego przytoczę taką ze świata realizacji na żywo. Przy realizacjach muzyki na żywo, w szczególności muzyki klasycznej, bardzo ważna jest osoba, która będzie przekazywała na bieżąco realizatorowi wizji, która sekcja czy solista będzie teraz ważny. Jest to Inspicjent, który czytając partyturę wspomaga realizatora w jego pracy, a ten wie jakie kadry, z których kamer będą mu zaraz potrzebne. Teraz wiecie jaka to jest stresująca praca – tutaj każda pomyłka jest nieodwracalna. Realizator wizji, znając nawet repertuar koncertu, będzie się czuł jak bez rąk, jeżeli nie będzie koło niego takiej osoby. I właśnie przed jedną z takich realizacji, zapytałem się pewnej osoby czy Inspicjent będzie dostępny na próbie. Usłyszałem, że oczywiście tak. W dniu próby, po ponownym zapytaniu się o to samo, usłyszałem „A kto to jest Inspicjent?” i zostałem obdarowany śpiewnikiem… Za dużo mi nie pomógł, a na większość smaczków, które jako realizator wizji chciałem pokazać na zbliżeniu – np. moment uderzenia w kotły – przegapiałem… Dlatego już na samym początku powiedziałem, że w tej branży sam nic nie znaczę – liczy się dopiero zgrany i doświadczony zespół.

Dla wszystkich, którzy chcą przeczytać nieco więcej na temat działalności Macieja i świeżych informacji – zapraszamy na jego stronę https://bauza.pl oraz profil FB Bauza.pl


Autorem cyklu wywiadów „Znani, nieznani z Trzebnicy” jest Marian Pietrzyk ze Stowarzyszenia Mieszkańców dla Trzebnicy. Prezentowane są w nich znane i nieznane osoby z miasta i gminy Trzebnica.

Zapraszamy nie tylko do śledzenia cyklu, ale i do współtworzenia. Autor jest otwarty – zatem jeśli znacie kolejną osobę, którą warto przestawić w wywiadzie, piszcie na: info@dlatrzebnicy.pl

Top