„Moje świadectwo. Moja Trzebnica?” – wywiad z Iwoną Adamczyk aktualności Gmina Trzebnica wywiady by Express Trzebnicki - 30.03.202415.04.2024 Moje świadectwo – bo przyszedł po prostu taki czas kiedy należy wyjść z “trzeciego rzędu” i zacząć mówić z czym jako ja Iwona Adamczyk – długoletni pracownik samorządowy się zderzyłam. I z czym ja, jako rodowita mieszkanka Trzebnicy, nie zgadzam się. Robię to również w imieniu wielu skrzywdzonych podobnie jak ja, którzy nie mieli tyle siły i odwagi, aby opowiedzieć swoją historię. A może po prostu ten moment przykrych wspomnień był i jest dla nich tak bardzo traumatyczny, że chcą o nim szybko zapomnieć, aby po prostu i po ludzku cieszyć się życiem. Moja Trzebnica to taka, za którą bardzo tęsknię. Cudowne miasto, w którym się urodziłam, wychowałam. Tylko że dzisiejsza Trzebnica to miasto ogromnego podziału, braku jedności i wspólnoty – oczywiście to moje spostrzeżenie i z pewnością znajdą się tacy, którzy z moją teorią się nie zgodzą. Jednak jako wolny człowiek mam prawo i czuję potrzebę wypowiedzenia się w tym temacie. Trudno nie odnieść wrażenia, że jest Pani zawiedziona pewnymi kwestiami dotyczącymi funkcjonowania trzebnickiego samorządu. Dlaczego? Powodów jest bardzo wiele, chcę jednak zwrócić uwagę na jeden aspekt. Proszę zauważyć, że społeczeństwo obywatelskie w naszym mieście praktycznie zostało zniszczone. Czy istnieją fundacje, organizacje społeczne, stowarzyszenia, które działają bez „patronatu” obecnego burmistrza? Jest ich bardzo niewiele. Te które nie zgadzają się, aby być „tubą propagandową” i chcą zachować całkowitą autonomię, są niestety najczęściej pozbawieni jakiegokolwiek wsparcia ze strony władz naszego samorządu. Ostatnio czytałam o szkolnym balu w Szkole Podstawowej nr 1 w Trzebnicy zorganizowanym przez społeczność szkolną – świetna inicjatywa. Czy nie warto zostawić tej społeczności w spokoju? Niech działają, niech się integrują, to było ich święto i ich czas. Trzeba ich wspierać i zachęcać. Ale nie – pierwszym i najważniejszym gościem musiał być burmistrz Marek Długozima, a rodziców z tego co wyczytałam sześcioro. Smutne. Idźmy jednak dalej: czy autonomię, swobodę działania, możliwość wprowadzania własnych pomysłów mają kierownicy gminnych jednostek organizacyjnych, prezesi spółek, dyrektorzy szkół i przedszkoli? Dochodzi już do takiego absurdu, że dyrektorki placówek oświatowych prowadzą dzieci do urzędu i wręczają burmistrzowi laurkę z podziękowaniem za wyremontowane toalety w ich szkole. Przecież to jest obowiązek burmistrza i nikt tu nikomu łaski nie robi. Toalety w szkołach są remontowane m. in. z podatków rodziców tych dzieci. Fakt, że dyrekcja musi to robić jestem jeszcze w stanie zrozumieć, ale że rodzice godzą się, aby ich dzieci uczestniczyły w takim cyrku – to tego już nie potrafię zrozumieć. Takich przykładów można podać wiele, nie sposób jest ich teraz wszystkie wymienić i każdy następny jest smutniejszy i jeszcze bardziej żenujący. Wiem, że większość mieszkańców ma już po prostu tego dość i żadne filmiki, obiecanki tego nie naprawią. Mieszkańcy Gminy Trzebnica chcą być wolni, niezależni, chcą działać, mają wiele pomysłów. Każdy burmistrz ma obowiązek takie inicjatywy wspierać, niezależnie od tego czy robią to pod szyldem obecnie panującego czy też nie! Bez oddolnych inicjatyw, bez propagowania pasji mieszkańców samorząd staje się smutny i nijaki. W ludziach jest siła i ogromny potencjał: kluby sportowe, koła gospodyń wiejskich, jednostki ochotniczych straży pożarnych i wiele , wiele innych. Ma Pani wieloletnie doświadczenie samorządowe. Jak długo pracowała Pani w Urzędzie Miejskim w Trzebnicy i jak ta praca się zakończyła? Pracę w Urzędzie Miejskim w Trzebnicy rozpoczęłam w grudniu 1994 roku. Właśnie rozpoczynała się druga kadencja Burmistrza Henryka Jacukowicza. I tak nieprzerwanie przez dwadzieścia siedem lat do maja 2021 roku. Wtedy zostałam zwolniona. Oczywiście nie czuję się osobą wyjątkową w tym zakresie, przecież niejednokrotnie widziałam jak “załatwia się” pracowników, w jakim stylu się ich zwalnia i z jakiego powodu – dlaczego ja miałabym być inaczej potraktowana. Mimo wszystko serce podpowiadało, że jest to sytuacja abstrakcyjna: przecież staram się najlepiej jak potrafię, jestem oddana swojej pracy, niezależnie od pory dnia zawsze do dyspozycji. I tak dwadzieścia siedem lat. W jakimś sensie współtworzyłam ten urząd od podstaw. Aż pewnego dnia dzieje się kompletnie zaskakujące wydarzenie. Do mojego pokoju w urzędzie wchodzi sekretarz Daniel Buczak z jeszcze jedna osobą, czytają treść wypowiedzenia i koniec. Miałam spakować swoje rzeczy i wyjść z urzędu. A żeby było ciekawiej, okres wypowiedzenia przebiega bez świadczenia pracy, to znaczy, że momentalnie stajesz się persona non grata. Nikt z Panią wcześniej nie rozmawiał, nie sygnalizował źle wykonywanych obowiązków? Nie, nikt i nigdy. Po prostu dzisiaj pracujesz, a jutro cię nie ma. Warto wspomnieć, że od grudnia 2019 roku kiedy po raz pierwszy do urzędu weszli funkcjonariusze policji, pracowało się bardzo ciężko. Czasami miałam wrażenie, że wszyscy jesteśmy w jakieś chorej spirali podejrzeń. W pracy nie było żadnego zaufania. Myśl przewodnia pracodawcy była jedna: „kto doniósł”? Od stycznia 2021 roku zaczęto “szyć mi buty” i szukano sposobu, aby się mnie pozbyć. W końcu znaleźli. Jednemu z pracodawców nieprawidłowo wydałam decyzję i zostały mu wypłacone środki finansowe. Niestety nie dano mi żadnej szansy abym mogła swój błąd naprawić. Koleżanka z pracy „lojalnie” przekazała temat dalej i panowie mieli mnie „w garści”. Na koniec standardowo burmistrz stracił do pracownika zaufanie – więc treść wypowiedzenia była gotowa. Jako długoletni pracownik była Pani mocno identyfikowana z burmistrzem Długozimą. Przez niektórych traktowana nawet jako jego najbliższy współpracownik. To było duże zaskoczenie. Po pierwsze należy powiedzieć jasno: pracowałam z trzema burmistrzami. Zatem można równie dobrze spekulować, że byłam również człowiekiem burmistrza Henryka Jacukowicza i śp. Jerzego Hołdanowicza. Nie byłam niczyim człowiekiem – robiłam po prostu swoją robotę. Chwilę po zwolnieniu po prostu wyszłam z urzędu. Nie widziałam sensu, aby rozmawiać z burmistrzem bo i o czym? Za dużo widziałam i za dużo słyszałam. Nie tacy jak ja byli zwalniani. Bardzo wiele osób, naprawdę mega specjalistów, fachowców, bardzo oddanych swojej pracy było podobnie potraktowanych lub jeszcze gorzej. Po całej sprawie złożyłam pozew do sądu pracy. W pierwszej instancji wygrałam. Wygrała sprawiedliwość. Czy czuję satysfakcję? Ogromną! Ja jedna kobieta przeciwko całej machinie Długozimy. Oczywiście miałam ogromne wsparcie mojej rodziny, przyjaciół. Kancelaria, która mnie reprezentowała w perfekcyjny sposób przeprowadziła mnie przez cały proces postępowania. Jednak w pewnych momentach musisz i jesteś sama. W chwili obecnej wiem już, że Urząd złożył apelację do sądu II instancji – zatem czekam na wyznaczenie terminu rozprawy. Jak można się domyślać sama rozprawa to nic przyjemnego? Nie jestem stałą bywalczynią sądów i składając pozew zdawałam sobie sprawę, że nie będzie miło. Wiedziałam, że mogę wiele usłyszeć i że konfrontacja z urzędem nie będzie dla mnie sympatycznym doświadczeniem: wytoczą działa, będą szukać dziury w całym, spróbują zdyskredytować i ośmieszyć. Ale nie doceniłam ich. Nie przypuszczałam, że można być tak do granic możliwości bezwzględnym. W sytuacji kiedy mecenasowi Góralowi (jego kancelaria reprezentuje Urząd Miejski w Trzebnicy) zabrakło argumentów zaczęto wyciągać i dopytywać się o moje problemy rodzinne – w tym finansowe. I to rzeczywiście zabolało. To tak jakby ktoś kopnął cię w brzuch i jednocześnie spoliczkował. Najgorsze jest to, że rzeczywiście mieliśmy z mężem taki okres w swoim życiu – nie mogłam temu zaprzeczyć. Wyszliśmy z tej traumy i chcemy o tym zapomnieć. Zabolało bo wiem, że ten trudny czas najbardziej odczuły moje dzieci. Nie uderzyli we mnie jako w byłego pracownika Urzędu Miejskiego w Trzebnicy. Uderzyli w kobietę, żonę i przede wszystkim matkę. Naprawdę trudno takie rzeczy wybaczyć. Kiedy wcześniej wspomniałam, że ta chwila była dla mnie szczególnie ciężka w trakcie trwania całej rozprawy, to muszę dopowiedzieć, że jednocześnie to był moment kiedy powiedziałam sobie: dość. Nie będę tego akceptować i będę się temu głośno sprzeciwiać. Widocznie tak jest, że musisz osobiście “dostać w łeb”, potem się podnieść i iść do przodu. Panowie “zapukali do nieodpowiednich drzwi”. Dzisiaj z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że jeżeli ktoś jest bliskim współpracownikiem Marka Długozimy i będzie na przykład kandydował z jego komitetu to znaczy, że identyfikuje się z jego bezwzględnością i pogardą dla drugiego człowieka. Pogardą tylko dlatego, że miał prawo się sprzeciwić, że ma inne poglądy i inaczej postrzega choćby sposób zarządzania gminą. “Siedzisz z nim przy jednym stole – jesteś taki sam jak on” i koniec! Chcę też jasno powiedzieć, że w jakiejkolwiek formie współpracy z tym człowiekiem nie ma żadnej przestrzeni na formułowanie swoich poglądów i nie ma miejsca na autonomię. Kiedy zaczniesz formułować swoje tezy, kiedy wyrazisz jakikolwiek sprzeciw, jesteś stracony i momentalnie stajesz się wrogiem. W trakcie wyborów do Rady Nadzorczej Spółdzielni Mieszkaniowej, które miały miejsce w zeszłym roku burmistrz poniósł spektakularną klęskę. Pełniła tam Pani funkcję Przewodniczącej Rady Nadzorczej… Tak. Spółdzielnia i jej członkowie szykowali się do wyborów nowej Rady Nadzorczej na kolejną kadencję. W pewnym momencie dotarła do nas informacja, że kandydować będzie również burmistrz Marek Długozima. No i się zaczęło. Opisując w skrócie te wybory należy powiedzieć jedno – mieszkańcy Trzebnicy, Prusic i Obornik Śląskich, którzy są jednocześnie członkami spółdzielni powiedzieli “dosyć panie Długozima”, nie chcemy cię tutaj, zostaw nas i naszą spółdzielnię w spokoju. Nie będzie przesadą jeśli powiem, że to był nokaut i jednocześnie pospolite ruszenie. Najstarsi spółdzielcy nie pamiętali takiej frekwencji na walnych zgromadzeniach. Wynik wyborów był druzgocący dla Długozimy. Podczas każdej z części walnego zgromadzenia zdobył najmniejszą ilość głosów. Wyprzedzili go nawet sami jego pracownicy. Dla mnie, jeszcze wtedy Przewodniczącej Rady Nadzorczej, najbardziej żenujące było to, że po pierwszej części walnego zgromadzenia w Obornikach Śląskich, niemal nikt z drużyny Długozimy nie przyszedł już na kolejne zebrania które odbywały się w Trzebnicy – nie chcieli konfrontacji ze spółdzielcami, nie mieli już im nic do powiedzenia. W ten sposób sami dali świadectwo tego jak bardzo im zależy, a może dokładnie pokazali na czym im naprawdę zależało. Zbliżają się wybory samorządowe… To prawda. I rozpoczynają się według mnie od pierwszych bardzo kłamliwych przekazów. Otóż nagle niemal wszyscy są apolityczni. Ogólnie apolityczność w naszej trzebnickiej przestrzeni stała się najważniejszym hasłem wyborczym. Zastanawiam się jak można być tak obłudnym. Dla mnie osobiście już w samych przedbiegach obraża się mnie myśląc, że nie pamiętam i że nie widziałam. W moim odczuciu apolityczność to nie jest sam fakt braku zapisania się do określonej partii politycznej. Apolityczność to znaczy, że ktoś zachowuje całkowitą obojętność lub bezstronność polityczną. Opowieść obecnego burmistrza o jego apolityczności jest naprawdę po prostu śmieszna. Jeżeli jednak jak twierdzi zawsze współpracuje z demokratycznie wybranym rządem to rozumiem, że już niedługo możemy spodziewać się wizyty Donalda Tuska w Trzebnicy. A może ministra Bodnara? Może zdąży – jeszcze trochę czasu mu zostało. I tak samo jeżeli otwarcie w przestrzeni publicznej krytykujesz jedną opcję polityczną, to zapewniam, że nie jesteś apolityczny. Bardzo łatwo się domyślić z kim ci jest po drodze i którą stronę popierasz. Ma Pani swojego faworyta na fotel Burmistrza Gminy Trzebnica? Osobiście całym sercem jestem z Iwoną Kurowską. Po pierwsze kobieta, bardzo odważna, silna, konsekwentna. Nie złamią jej żadne zabiegi, które są wobec niej stosowane. To samorządowiec z ogromnym doświadczeniem i wiedzą. Pracownik samorządowy, który sam na własnej skórze odczuł co to znaczy zmiana władzy i jak bardzo odczuwają to sami pracownicy. Iwona zdaje sobie sprawę, że kierując taką jednostką musi słuchać przede wszystkim mieszkańców, ale musi również słuchać swoich współpracowników. Nie ma wójta, burmistrza, starosty, który zna się na wszystkim, nie ma takiej opcji. Musisz być otwarty na dyskusję, argumenty z jednoczesnym szacunkiem i wręcz pochwałą dla tych, którzy wyróżniają się wiedzą i zaangażowaniem. Dyktatura nie jest dobrym doradcą. Zapominanie, że to pracownicy urzędu robią największą robotę jest bardzo nieuczciwe. Wielokrotnie rozmawiałyśmy na ten temat i bardzo się cieszę, że właśnie tak samo postrzegamy tę kwestię. Dzisiaj zapewne pracownicy wielu urzędów słyszą od swoich szefów: “nie będzie mnie, nie będzie Was”. Ileż razy osobiście to słyszałam. A jakie Pani ma plany na najbliższy czas? Dzisiaj jak nigdy wcześniej nie czułam się taka bardzo wolna i szczęśliwa. Kocham ludzi i kocham świat. Z ogromnym optymizmem czekam na kolejny dzień – oby był tak dobry jak ten, który mija. Mam kochająca rodzinę i cudownych ludzi wokół. Jeżeli gdzieś czuję złą energię odsuwam się. Szkoda życia na takie emocje. Staram się pomagać, jestem życiu to winna, ale robię to w cichości swojego serca. I najważniejsze: w zeszłym roku zostałam babcią – to zobowiązuje! Jeśli chodzi o moje plany, to będę kandydować do Rady Powiatu Trzebnickiego – to pierwszy mój raz. Decyzja bardzo ważna i odpowiedzialna. Ale ja jestem zadaniowa i konsekwentna – mam nadzieję, że się uda. I jeszcze jedno. Nikt mnie nie zmuszał do podjęcia takiej decyzji. A jak jest z apolitycznością w Pani przypadku? Przez 27 lat mojej pracy w Urzędzie Miejskim w Trzebnicy byłam osobą apolityczną w pełnym tego słowa znaczeniu. Miałam nadzieję, że to będzie mój atut: pracownik, który skupia się na pracy a nie bawi się w polityka. Dzisiaj jest zdecydowanie inaczej: polityka weszła w moje życie zawodowe i osobiste. Nie jestem zapisana do żadnej partii. Jednak z dumą i radością mam wpięte biało-czerwone serduszko. Dostałam je od wyjątkowej osoby. Dziękuję za rozmowę Dziękuję za zaproszenie czytaj również:Rozmowa z Aleksandrą Marciniak, kandydatką na Wójta…Rozmowa z Grzegorzem Derelą - kandydatem na Wójta…Trafiła kosa na TalentTrzebnica zasługuje na zmiany Share on TwitterTweet Share on Pinterest Share Share on LinkedIn Share Share on Digg Share